Nie wiem co ze mną jest nie tak. Weszłam na prywatnego instagrama mojej psychoterapeutki z fake konta. Inne imie i nazwisko, znalazłam w znajomych jej na fb. Wiem ze to złe . Teraz nie mogę przestać myśleć o tym ze ma małego syna i jestem zazdrosna. Mam 17 lat. Potrzebuje aby ktoś mi wytłumaczył ze to złe co zrobiłam.
Jestem sama od 2,5 roku. Wiem, że to zabrzmi głupio ale po tym jak zostałam odrzucona przez chlopaka, z którym widziałam się 3 razy - nie potrafię się zakochać. Strasznie boję się odrzucenia. Ludzie mnie drażnią, do tej pory poznawalam przez internet mnóstwo osób ale bardzo szybko wycofywalam się
Oczywiście, że tak i to w bardzo prosty sposób! Wystarczy, że po ugotowaniu do pojemnika, w którym trzymamy kluski dodamy 1-3 łyżki oleju. To zależy, jak dużo klusek mamy. Wystarczy przykryć pojemnik, lekko nimi wstrząsnąć, aby olej wymieszał się wraz z kluskami i problem mamy z głowy. Teraz kluski nie będą się ze sobą
FG5KW8. Być może znalazłaś się w takim momencie swojego życia, gdzie na myśl o swoim związku, miałabyś ochotę zaznaczyć „To skomplikowane”. Może czujesz, że żyjesz w jakimś zawieszeniu, nie wiesz, co dalej, co zrobić ze swoim życiem. To nie jest dobre uczucie. Ale jak się z niego wyrwać? Skomplikowane relacje Relacje pomiędzy Tobą, a Twoim partnerem mogą skomplikować się na rożnych polach. Coś pomiędzy wami wygasło. Może już zdecydowaliście się na rozstanie, ale cały czas utrzymujecie kontakt, rozmawiacie o was, kłócicie się, obarczacie wzajemnie odpowiedzialnością. A może któreś z was cały czas deklaruje, że musi to jeszcze przemyśleć. Być może ciężko wam znaleźć w sobie te uczucie z początków związku. Najistotniejsze wydaje się jednak to, że nie czujesz się w tym układzie dobrze i jednocześnie nie masz pojęcia co dalej z nią zrobić? Czekać? Walczyć? Odejść? Żądać działania z drugiej strony? W pełni się podporządkować, byleby tylko on nie chciał odejść? Co robić? Naturalne jest, gdy w tym wszystkim pojawia się lęk. O przyszłość, o swoje zdrowie i samopoczucie, lęk przed tym, co powiedzą inni, dalsi i bliżsi ludzie, lęk o stronę finansową życia, lęk przed samotnością. Trudno wtedy podjąć jakąkolwiek decyzję. Jak długo chcesz w tym trwać? Czy czekasz, aż samo coś się wydarzy i podejmie decyzję za Ciebie? Myślisz, że będzie to dla Ciebie dobre? Może tak, a może nie. Przejąć stery Zdecydowanie jestem zwolenniczką kreowania własnego życia. W każdej sytuacji, nawet tej najgorszej, masz wybór. Nie musisz czekać na ruch z drugiej strony. Jeśli czujesz, że relacja w której jesteś, jest dla Ciebie naprawdę ważna, bo w jakiś sposób Cię buduje, sprawia, że stajesz się lepsza, walcz! Poszukaj możliwości, opracuj plan, który doprowadzi Cię do zwycięstwa. Jeśli jednak czujesz, że ta relacja Cię pogrąża i więcej tracisz niż zyskujesz tkwiąc w niej, zastanów się, jak z niej wyjść. Być może pierwszym krokiem będzie ujarzmienie własnych leków. Nazwij to, czego się boisz. Przyjrzyj się temu. Być może okaże się, że jesteś w stanie utrzymać się sama. Być może wcale nie jesteś skazana na samotność. Może to w końcu czas na odbudowanie poczucia własnej wartości i nauczenie się bycia tylko ze sobą. Nasz strach jest tym większy, im bardziej nieokreślony jest jego przedmiot. Kiedy nazwiemy to, co nas przeraża, staje się to bardziej oswojone i łatwiejsze do ujarzmienia. Główne pytanie brzmi jednak, czego tak naprawdę chcesz od życia? Czy zastanawiałaś się, gdzie chcesz być za rok? Za trzy? Pięć? Kiedy nie wiesz, czego chcesz, dokąd zmierzasz, można powiedzieć, że dryfujesz. Przepływasz z jednego dnia w następny. “Jakoś to będzie”, co? Ale czy satysfakcjonuje Cię to “jakoś”? Jak często zastanawiasz się nad kierunkiem swojego życia? Czy również masz wrażenie, że obecny świat pędzi w jakimś zawrotnym tempie? Jeśli zatrzymujemy się na refleksję, to tylko na moment. Bo […] Jest coś, co torpeduje nasze próby działania. Jest coś, co trzyma nas w miejscu. Nawet jeśli miejsce, w którym się znajdujemy jest […] Jedyna pewna rzecz w naszym życiu, to zmiana. Niektóre z tych zmian są wyczekiwane przez nas, inne przez nas kreowane. Są jednak […] W kryzysowych sytuacjach to, czego bardzo nam potrzeba, to poczucie wsparcia. Poczucie, że na wyciągnięcie ręki jest ktoś, kto zrozumie, zaakceptuje, powie […]
hej, na vitalii jestem od kilku lat, ale zalozylam nowe konto, poniewaz az wstyd przyznac ze bede sie zalic przed wami.. a co dopiero przed bliskimi..jesli macie chwile czasu to zapraszam do czytania...Jakiś czas temu wpadłam w depresję. Cała rodzina jednak to zignorowała, bo jak w wieku 17 lat można wpaść w depresję, no jak?!Zaczęło się od tego, że pragnęłam mieć idealne ciało. Zaczęłam głodówki, różne głupoty, powoli wpadałam w anoreksję, i gdyby nie mój najlepszy przyjaciel, który zainterweniował, to nie wiem co by teraz było.. Może byłabym szczupła, bo aktualnie ważę 100kg przy niecałym 160cm wzrostu..Czuję się okropnie. Jakiś rok temu zostałam sama jak palec, wszyscy znajomi się ode mnie odwrócili, rodzina zawsze uważała że jestem do niczego, dogryzają mi pod każdym względem. Po tym jak moja siostra zginęła w wypadku samochodowym zamknęłam się w sobie. To była jedyna osoba która mnie rozumiała, potrafiła pocieszyć.. I mimo że pochodziłyśmy z rozbitej rodziny, trzymałyśmy pół roku temu postanowiłam się trochę pozbierać, gdyż czułam się jak całkowite dno: bardzo gruba, niska, pryszczata ściera, nigdy nie miałam żadnego stylu, żadnych ambicji, nic. Kiedyś, bardzo dobrze się uczyłam, dużo osób widziało we mnie KOGOŚ. jednak los potoczył się tak nie inaczej, i jest jak jest. Mimo, że nie mam zadnego talentu, próbowałam się odnaleźć w każdej (NAPRAWDĘ KAŻDEJ!) dziedzinie, nic mi nigdy nie wspomniałam, pół roku temu postanowiłam się wziąć za siebie, zacząć się uczyć, schudnąć, wyjść na do nauki - czasem byłam leniwa, bo przychodziły takie dni, że oprócz płaczu nic nie umiałam robić, ale podniosłam się dosyć wysoko, jednak teraz wiem że najlepsza nie jestem, oczekiwałam lepzych ocen, żeby powiedzieć sobie "Ania, popatrz, udało Ci się zrobić to co chciałaś , nie jesteś taka beznadziejna jak myślisz!", ale tak w sumie, to jest poprawa, ale powodów do wielkiej dumy nie też mi się nie mam przyjaciółek, w szkole wszystkie dziewczyny są szczupłe, ładne, wygadane, są duszą towarzystwa, a ja zawsze toczę się z lekcji na lekcję. Nie mam nikogo z kim mogłabym pogadać, jedynie mój chłopak, ale do naszego związku wtrąca się rutyna, od 1,5 roku zachowujemy się jak stare małżeństwo, jego słowa już nic dla mnie nie znaczą, kocham go, ale nie ma już w tym związku nic magicznego. znamy się bardzo dobrze, przewidujemy swoje reakcje, nie ma nigdy nic nowego. A na dodatek, gdy chcę do niego wpaść, to jego rodzice którzy mnie nie lubią zawsze robią głupie miny, przewracają oczami, nazywają tłustą świnią, nieudacznikiem, mówią synowi że wybrał sobie kur*ę na dziewczyne, więc już nawet tam nie chodzę, bo jeszcze bardziej wpędza mnie to w mam zadnej przyjaciółki, z którą mogłabym gdzieś wyjść, pogadać, pośmiać się, która by mnie wspierała.. chłopak niby to robi, ale nieudolnie, on nie rozumie co to znaczy stracić bliską osobę i ciągle mówi że przesadzam..ale prawda jest taka, że od wypadku moje życie nie jest takie iść na studia, ale boję się że nie dam rady, że jestem zbyt głupia, że nic mi nie pomoże...nie wiem już jak się wziąć w garść, każde próby kończą się fiaskiem...coraz częściej się samookaleczam, bo to jedyne co daje mi chwilową pytania: chodzę do psychologa, który wysyła mnie co jakiś czas do psychiatry, ale te wizyty nic nie dają, każdy psycholog próbuje leczyć moje napady agresji, ale jeszcze żaden (a duzo ich bylo) mi nie pomógł...nie wiem co robić, chce mi się płakać, nie mam już siły ani chęci na nic.. jeśli komuś chciało się czytać, to dziękuję.
#1 Napisano 31 lipiec 2013 - 20:24 Witam Was wszystkich... Postanowiłem tutaj napisać ze względu na moje problemy z nastrojem... Otóż źle się czuję w swoim ciele... ze swoim charakterem. Ogólnie jestem człowiekiem wesołym (na zewnątrz, jeśli kogoś już lepiej poznam). Z drugiej strony jestem bardzo nieśmiały. Mam 23 lata. A moje problemy z nastrojem zaczęły się właściwie od podstawówki. Wtedy to zaczęło mnie irytować zachowanie pewnych osób, kolegów szkolnych, ich chamstwo, prostactwo, cwaniakowanie... Były to osoby głównie z mojej miejscowości. Mimo że jestem wysoki to często nie umiem się obronić, "odszczekać", z tego też względu często ktoś mnie "zagina" swoją mową i bezczelnie wyzywa.. wiem jak to brzmi, użalanie się nad sobą. Ja po prostu nie jestem przyzwyczajony do takich chamskich odzywek, nie umiem tak i mnie to wcale nie kręci, takie przekomarzanie się. Z tego też względu nie mogę sobie poradzić ze swoją osobą. Zacząłem myśleć, że to wszystko moja wina. Że to ja jestem jakiś dziwny, że jestem taką "ciotą". Druga sprawa nie mam zbytnio przyjaciół, może dwóch ale to też ciężko z nimi porozmawiać na poważne tematy. W szkole miałem kilku pseudo przyjaciół, którzy widzieli mnie wtedy jak mieli jakieś korzyści, po skończonej edukacji kontakt się urwał. Cały czas zastanawiam się co jest ze mną nie tak ?? Co robię źle ? Coś nie tak musi być w moim zachowaniu że odpycham ludzi i nie dążą do zbytniego kontaktu ze mną. Fakt, mimo że jestem wesołym człowiekiem, to tak jak pisałem wyżej - tylko dla osób które już dobrze poznam. Wtedy zaczynam się "rozkręcać". W innym wypadku ciężko mi zagadać do przypadkowych ludzi, sąsiadów, z obawy o wyśmianie czy "zagięcie" mnie jakimś stwierdzeniem i boję się że nie będę wiedział co powiedzieć. Do tego czuję się bezradny kompletnie. Nie mam ojca, tylko mamę. Ona nie zawsze mnie rozumie, tzn jest dla mnie dobra, ale nie umiemy ze sobą otwarcie mówić o problemach. W związku z tym wszystko tłumię w sobie. Kolejna sprawa to poszukiwanie pracy. Studiuję zaocznie, aktywnie poszukuję pracy. Jednak nic mnie nie cieszy, nie mam ochoty poznawać nowych ludzi, boję się ich reakcji, zachowania...Sparzyłem się kilka razy na ludziach... właściwie w każdym dostrzegam jakieś irytujące cechy, czepianie się mnie... W każde wakacje właściwie od 16 roku życia gdzieś pracowałem... głównie były to prace budowlane, wszędzie się spotkałem z wyzyskiem i chamstwem... Ja nie chcę tak żyć. Ja na prawdę chcę żyć z ludźmi zgodnie, ale się nie da, po prostu się nie da. Jeżeli ktoś mnie o coś poprosi staram się szybko wywiązać, ludzie mają to gdzieś nie doceniają tego. Z tego względu nie mam ochoty tak żyć. Co prawda mam kochającą dziewczynę, jesteśmy razem kilka lat. Jest nam dobrze, Ona mnie rozumie, umiem z nią rozmawiać o problemach, choć Ona jest raczej osobą nieśmiałą i zamkniętą w sobie i ciężko z nią poprowadzić dłuższą rozmowę. Poza tym, miałem przed nią w zasadzie jedną dziewczynę tak na serio. Zarywałem do kilku ale bezskutecznie, choć byłem miły, brzydki też ponoć nie jestem i cały mimo że z tą z którą teraz jestem jestem szczęśliwy(co prawda jest ładna ale nie jest tak piękna jak te wcześniejsze, ale wiem że jest na prawdę uczciwa wobec mnie i z nią mógł bym żyć, choć nie jest zbyt gadatliwa i to mnie czasem irytuje) to cały czas rozmyślam dlaczego tamte mnie olewały, dlaczego nie mam szczęścia do ludzi, dlaczego mnie mają gdzieś a pamiętają tylko jak coś chcą... staram się być naprawdę dobry dla każdego ale już nie mam siły.... nie ufam ludziom, nie chcę mieć z nimi kontaktów, tylko tyle ile muszę.. Poza tym porównuję się do innych, choć zawsze dobrze się uczyłem, brałem stypendia, to cały czas myślę co mógłbym zrobić inaczej, dlaczego inni są bardziej lubiani, dlaczego są fajniejsi ode mnie.. Uważam innych za lepszych ode mnie. Po krótce opisałem swoją sytuację... wszystkie to powoduje że utrzymuje mi się stan ciągłego niezadowolenia, wahania nastroju, nagłe napady gniewu, byle głupoty mnie irytują... Nie wiem co mam z tym wszystkim robić, nie chce żyć wśród tych ludzi, ciągłego chamstwa, wypominania czegoś, naśmiewania się i przezywania... Nie mam siły na nic. Chciałem zacząć wykonywać ćwiczenia siłowe w domu ale nie mam na to siły, motywacji. Nie mam na nic siły, kompletnie, tylko bym siedział w domu i nic więcej. Taki stan stan utrzymuje się, a w zasadzie nasilił się od dwóch lat. Nie wiem co mam z tym począć... czy to depresja, nerwica czy może jeszcze coś innego... ? Nie mam odwagi iść do lekarza. Proszę Was o podzielenie się spostrzeżeniami. Do góry #2 emcza emcza Średniozaawansowany Bywalec 385 postów Gadu-Gadu:23523067 Płeć:Mężczyzna @Przywołaj Napisano 06 sierpień 2013 - 10:29 Witam Was wszystkich... Postanowiłem tutaj napisać ze względu na moje problemy z nastrojem...Proszę Was o podzielenie się przeczytałem. Może po prostu tak jest, że wszedłeś w trochę błędne koło nie lubienia. Ty nie lubisz siebie, bo inni Cie nie lubią, onie Cię nie lubią bo Ty nie lubisz siebie i się zamyka. Na początek. Są wakacje. Odetchnijcie trochę razem gdzieś gdzie nikt Was nie zna. Nie starajcie się na siłę lubić o tym, że powoli się rozkręcasz. No cóż,chyba bardzo szybko. Napisałeś jeden z dłuższych listów jakie czytałem na forum. :-) Do góry #3 victoria victoria ...se ne vrati... Moderator 9758 postów Płeć:Kobieta Lokalizacja:Mazowsze @Przywołaj Napisano 07 sierpień 2013 - 07:10 witaj na forum powiem ci tak: life is brutal - niestety... podli ludzie byli na tym swiecie od zawsze, sa i zapewne będą. nie masz innego wyjscia, jak zaakceptowac poprostu ten stan rzeczy. albo zmienic swoj stosunek do ludzi w ogole. chodzi o to, ze jak kogos poznajesz, czy jak idziesz do sklepu, to zebys nie nastawial sie z gory ze ta ekspedientka bedzie zla. oczywiscie, ze nie musisz lubic wszystkich ludzi na swiecie, ale nie musza byc tez oni twoimi potencjalnymi wrogami - złośliwcami... też miałam z tym kiedyś problem i powiem nawet, ze dzis tez nie zawsze mam ochote na kontakty z ludzmi, ale duzo zmienilo zmiana mojego podejscia do otaczajacego swiata. zaczelam sie usmiechac do przypadkowych ludzi na ulicy poza tym przestalam sie bac i upatrywac w każdym czlowieku zlosliwego chama. oczywiscie caly czas i wszedzie zdarzaja sie jakies parapety, ale jest tez masa innych zyczliwych i calkiem milych ludzi moze to twoje uprzedzenia powodują, że ludzie niezbyt przyjaźnie odnoszą się do ciebie? nie nastawiaj sie z góry, ze wszyscy są żli. staraj sie podchodzić do kontaktów przyjaźnie, ale ze zdrowym dystansem... moje doswiadczenia nauczyly mnie także, ze usmiech rodzi usmiech i przestan sie porownywac z innymi. kazdy czlowiek jest inna, odrebna istota i ma swoja wartosc. ktoś moze byc dobry w gotowaniu, a ty w sporcie i nie oznacza to, ze ktos tu jest lepszy lub gorszy. na sam początek proponowałabym polubienie siebie. jak to ci sie uda, to podejrzewam sukces murowany pozdrawiam i zycze powodzenia nie mam nic do powiedzenia Do góry #4 mrdan Napisano 11 sierpień 2013 - 18:38 Macie bezwzględną rację. Najpierw muszę polubić sam siebie, odnaleźć w sobie coś fajnego. A wiadomo jak z tym jest... Łatwo się porównywać z innymi ludźmi, zobaczyć coś dobrego lub złego u kogoś. Ja mam jakiś straszny problem z tym, że innych biore ponad siebie... uważam innych za lepszych... psychika ludzka jest strasznie ciężka do ogarnięcia.. jak sobie człowiek coś wkręci to potem już masakra. Czasem sobie myślę, że może ja nie pasuję do teraźniejszego świata... teraz się ceni prostactwo, chamstwo, ubliżanie itp... ehh ciężka sprawa ze mną. Do góry
Dołączył: 2008-10-27 Miasto: Warszawa Liczba postów: 129 4 listopada 2019, 12:07 Jestem mamą 2 latka na wychowawczym, ustaliliśmy z mężem że będzie w domu do 3 lat więc w przyszłym roku od września do przedszkola. W czasie wychowawczego planowaliśmy od razu 2 dziecko i super wszystko się udało na początku roku byłam już w ciąży, wszystko miało sens, dziecko we wrześniu i czas na odchowanie dwójki. NIESTETY w kwietniu w 18 tygodniu ciąży poroniłam ;( od tamtej pory nie wiem już co ze sobą począc :( synek już jest coraz starszy, oczywiście mnie potrzebuje ale ja to już nie to co wcześniej. Jeśli chodzi o prace to nie chce wracać do swojej branży i chciałabym się przebranżowić więc powrót do pracy jest dla mnie niewiadomą :( oprócz tego wciąż chcemy mieć drugie dziecko i to nie dużo po młodszym, no ale troszke leczylam się ginekologicznie po poronieniu i teraz już niby mogę ale nie wiem czy się uda, boję się że może być znów coś nie tak, czas ucieka i ciąża to znów czas w domu . Na prawde wszystko wydaje mi się trudne i skomlikowane nie wiem co postanowić i zaplanować i co zrobić ze swoim życiem a jednocześnie ostatnia nieudana ciaża pokazała mi że nie można sobie zaplanować NIC, bo z dnia na dzień to co było piękne zostało mi odebrane. Napisałam bo szukam wsparcia, pocieszenia ? sama nie wiem, męczy mnie to wszysko :( Dołączył: 2018-10-07 Miasto: Liczba postów: 6760 4 listopada 2019, 12:38 Daj sobie czas od kwietnia tak naprawdę minęło niewiele czasu .Może zajmij się właśnie sprawami dot. zmiany wiele razy w ciągu życia może poronić i nawet o tym nie wie. To nie twoja wina tylko do góry Dołączył: 2017-09-05 Miasto: Liczba postów: 9890 4 listopada 2019, 12:39 Ustal sobie priorytety, Jeśli chcecie 2 dziecko to się starajcie. 3 lata różnicy między rodzeństwem to nie tak dużo, a zobaczysz, że nawet z taką różnicą będzie Ci łatwiej. Starsze poślesz do przedszkola i będziesz miała czas dla niemowlaka oraz na ogarnięcie domu. Z 2 mniejszych mniej samodzielnych dzieci z mniejszą różnicą wieku jest o wiele ciężej . Skoro zamierasz się przebranżowić, czyli zacząć od początku to nie ma znaczenia, kiedy wrócisz do pracy, chyba że masz już dość bycia w domuWspółczuje Ci poronienia, ale w kwestii organizacyjnej nic się przecież nie stało, że plany trochę się przesunęły. Cały czas macie szanse na ich realizację. Po bolesnych przeżyciach naturalne, że się martwiszNie pierwszy i nie ostatni raz w życiu coś pójdzie nie po Twojej myśli. Trzeba nauczyć się z tym godzić, że nie na wszystko mamy wpływ i starać się być elastycznym, bo inaczej dostaniesz kićka. Edytowany przez Marisca 4 listopada 2019, 12:44 Dołączył: 2011-06-10 Miasto: Opole Liczba postów: 3554 4 listopada 2019, 12:58 . Edytowany przez Aspenn 5 listopada 2019, 09:21 Dołączył: 2013-07-28 Miasto: Liczba postów: 987 4 listopada 2019, 13:40 bardzo mi przykro :( mama ginekolog otworzyla fundacje (Fundacja Ernesta) i tam dziala chat z psychologiem, wlasnie dla kobiet po stracie ciazy,napisz...mam nadzieje ze cos pomoga. Dołączył: 2007-08-31 Miasto: Yp Liczba postów: 4815 4 listopada 2019, 13:40 Nie warto sobie zycia komplikowcdla Ciebie tragédia, ale masz juz jedno zdrowe sie ginekokog nie widzi przeciwskazan, a Z mezem planujecir drugie dziecko, tó starajcie kolezanka poronila pierwsze dziecko, w sumie niewiadomo dlaczego. Odczekali roku. Szybko zaszla w druga ciaze I nie miala zadnych problemow. Urodzila niedawno zdrowe dziecko. awokdas 4 listopada 2019, 14:47 starajcie sie teraz, szkoda czekać, a nuż sie uda, myśl pozytwnie Dołączył: 2012-01-08 Miasto: Agnieszkowo Liczba postów: 243 4 listopada 2019, 15:47 Ja straciłam dwie ciaze po sobie , oczywiście ze może pójść coś nie tak. Nie poddawaj się , ale jeśli mogę Ci coś poradzić - poczekaj aż psychicznie będziesz się czuła lepiej. Ja nie byłam gotowa na 3 ciaze. Teraz mam cudownego synka , ale z konsekwencjami tego ze nie byłam w dobrej kondycji mierze się do dzisiaj. Obecnie jestem w czwartej ciazy. Proponuje wizytę u psychologa i najlepiej terapie. Głowa do góry kochana , nie jesteś z tym sama. Dołączył: 2007-02-06 Miasto: Liczba postów: 10562 4 listopada 2019, 18:03 mysle ze potrzebujesz czasu i spokoju a wszytsko sie ulozy. Moja siostra poronila trzy razy, pozniej uradzila zdrowa coreczke, za kilka lat blizniaki i pozniej jeszcze dwoje dzieci - ma piatke, sa juz prawie wszystkie dorosle . Zycze by ci sie ulozylo:) Dołączył: 2018-12-17 Miasto: Barbados Liczba postów: 432 5 listopada 2019, 10:48 Jestem mamą 2 latka na wychowawczym, ustaliliśmy z mężem że będzie w domu do 3 lat więc w przyszłym roku od września do przedszkola. W czasie wychowawczego planowaliśmy od razu 2 dziecko i super wszystko się udało na początku roku byłam już w ciąży, wszystko miało sens, dziecko we wrześniu i czas na odchowanie dwójki. NIESTETY w kwietniu w 18 tygodniu ciąży poroniłam ;( od tamtej pory nie wiem już co ze sobą począc :( synek już jest coraz starszy, oczywiście mnie potrzebuje ale ja to już nie to co wcześniej. Jeśli chodzi o prace to nie chce wracać do swojej branży i chciałabym się przebranżowić więc powrót do pracy jest dla mnie niewiadomą :( oprócz tego wciąż chcemy mieć drugie dziecko i to nie dużo po młodszym, no ale troszke leczylam się ginekologicznie po poronieniu i teraz już niby mogę ale nie wiem czy się uda, boję się że może być znów coś nie tak, czas ucieka i ciąża to znów czas w domu . Na prawde wszystko wydaje mi się trudne i skomlikowane nie wiem co postanowić i zaplanować i co zrobić ze swoim życiem a jednocześnie ostatnia nieudana ciaża pokazała mi że nie można sobie zaplanować NIC, bo z dnia na dzień to co było piękne zostało mi odebrane. Napisałam bo szukam wsparcia, pocieszenia ? sama nie wiem, męczy mnie to wszystko :( Wszystko będzie dobrze, poronienia się zdarzają, choć głośno się o tym nie mówi. Kuzynka męża za pierwszym razem poroniła, a później urodziła - trojaczki Wiadomo, że ci ciężko. Ale jeśli nie masz przeciwwskazań to starajcie się już i na pewno uda ci się zajść w ciąże. Też aktualnie zaczynam się starać o drugie dziecko - mam już jedno - córka 4 latka i również nie wiem czy wszystko pójdzie gładko....
Z Jerzym Kalinowskim, byłym przewodniczącym rady nadzorczej Optimus SA, rozmawia Sławomir Kosieliński. Z Jerzym Kalinowskim, byłym przewodniczącym rady nadzorczej Optimus SA, rozmawia Sławomir Kosieliński. Na ostatnim Walnym Zgromadzeniu Akcjonariuszy Optimus SA zrezygnował Pan z funkcji przewodniczącego rady nadzorczej tej spółki. Jak się Pan czuje pierwszego dnia urlopu - zdaje się pierwszego od lat tak długiego, bo zaplanowanego aż na 4 miesiące? Rzeczywiście, przez ostatnich 10 lat zdarzało się raczej, że odwoływałem urlop, bo właśnie wtedy niefortunnie rozpoczynał się jakiś projekt. Miałem najwyżej dwa tygodnie urlopu, który i tak przerywały telefony. Toteż pierwszym uczuciem, kiedy dzisiaj rano wstałem, była myśl, że nie wiem, co ze sobą zrobić. Dlaczego więc Pan zrezygnował? Przez rok wykonałem zadania, które postawił mi Roman Kluska. Po pierwsze, miałem go przygotować do rezygnacji z funkcji prezesa zarządu i do objęcia stanowiska przewodniczącego rady nadzorczej. To dla Romana Kluski był mentalnie najważniejszy i najtrudniejszy cel, ponieważ zależny wyłącznie od niego samego, i wymagał uwierzenia, że firma już jest przygotowana do tego. Po drugie, Roman Kluska stawiał jako cel zwiększenie kursu akcji Optimusa na warszawskiej Giełdzie Papierów Wartościowych z 40 zł, wokół których oscylowała wartość papierów przez ok. 18 miesięcy przed moim przyjściem, do 140 zł (za 130 zł sprzedano akcje w ofercie publicznej w 1994 r. przed "splitem" akcji w stosunku 1 do 4 - przyp. red). Ten cel wią- zał się też ze zmianą nie najlepszej opinii o spółce, którą mieli w szczególności inwestorzy zagraniczni. Wreszcie, po trzecie, przyszedłem do Optimusa z misją zainicjowania budowy nowej strategii firmy. Teraz jest już oczywiste, że chodziło o wykorzystanie potencjału wczesnych inwestycji w Internet, a przede wszystkim o podniesienie wartości portalu i uczynienia z Internetu głównej podpory spółki. Byłem przekonany, że Optimus miał zawsze dobrą opinię wśród inwestorów... Przed moim przyjściem do firmy na spotkania organizowane przez największe światowe banki inwestycyjne nie zapraszano Optimusa. Spółka nie była znana wśród inwestorów, ponieważ nie wypracowała modelu skutecznej współpracy z nimi. Nie było w firmie osób zajmu- jących się komunikacją z inwesto-rami, które wiedziałyby, czego oni oczekują i na jakich zasadach należy się z nimi komunikować. Roman Kluska powiedział kiedyś, że ma Pan pięcioletni kontrakt w Optimusie. To było inaczej. W kontrakcie miałem określone zadania na każdy rok i system wynagrodzeń w okresie 5 lat. Zakładaliśmy wspólnie z Romanem Kluską, że będzie to praca wieloletnia, jednak udało się wykonać zadania znacznie szybciej. Nie ukrywam, że pomogła eksplozja Nowej Ekonomii i hossa na giełdach światowych, aby nowa strategia [email protected] okazała się skuteczna już po roku. Chyba sam Internet nie wystarczył do zmiany opinii inwestorów o spółce. Pamiętajmy, że Optimus z firmy małej, rodzinnej, stał się najpierw firmą średnią, potem publiczną, aż w końcu bardzo szybko zmienił się w korporację, opartą jednak na starym systemie zarządzania. Toteż miałem jeszcze jedno zadanie: połączyć restrukturyzację z kierunkami rozwoju strategicznego. Jestem bardzo zadowolony, że cały zarząd wybrał Internet jako główną oś rozwoju firmy. To wpłynęło na postawę inwestorów, którzy docenili, że byliśmy pierwszą polską spółką giełdową, która tak zdecydowanie opowiedziała się za Nową Ekonomią. Minęło kilka miesięcy od pierwszej zapowiedzi nowej strategii Optimusa do jej ogłoszenia. Dlaczego? Należało skorelować ujawnienie naszej strategii z sytuacją na rynku. Centralny Dom Maklerski Banku Pekao SA podpowiedział nam, żeby poczekać na koniec 1999 r., gdy fundusze emerytalne, otrzymując pierwsze pieniądze z ZUS, zainwestują je w akcje. Stąd opóźnienie. Po udanych spotkaniach z polskimi inwestorami na początku grudnia 1999 r. wiedzieliśmy, że nadszedł czas. Uwierzyli w naszą strategię, akcje zaczęły zwyż- kować i Optimus od tej pory był zapraszany na prestiżowe, zagraniczne spotkania inwestorów w gronie najlepszych 2-3 spółek z warszawskiej giełdy. Kiedy dowiedział się Pan o sprzedaży akcji przez Romana Kluskę? Jaka jest Pana opinia o tym wydarzeniu? Sześć tygodni wcześniej. To była jego suwerenna decyzja, te akcje należały do niego i mógł z nimi zrobić wszystko. Trzeba uszanować jego wolę. Powiedziałem mu jednak, że należało wykonać to inaczej, znajdując niezależnego doradcę finansowego, który przeprowadziłby optymalną transakcję dla jego interesów. Nie należało sprzedawać akcji pośrednikom, bo to - moim zdaniem - nie jest najlepsze dla firmy. Następuje jednak utrata kontroli nad firmą, strata możliwości samodzielnego wyboru inwestora i co najważniejsze - ta decyzja jest niejasna dla rynku kapitałowego. Oczywiście, mimo to oferta przygotowana przez BRE jest korzystna dla Romana Kluski, przez dwa lata będzie miał jeszcze wpływ na firmę i w razie czego może odkupić akcje. Co należy zmienić w Optimusie, by stał się jeszcze bardziej atrakcyjny dla potencjalnego inwestora. Zgodnie z planem restrukturyzacyjnym Optimus przekształci się w holding finansowy. Optimus SA będzie odpowiadał za finanse i sprawował nadzór właścicielski, będzie tworzył strategię, gdzie inwestować i co sprzedawać, będzie świadczył usługi spółkom holdingu w celu obniżenia kosztów działania. Firma stawia na Internet, integrację systemów informatycznych, produkcję kas fiskalnych, ale również komputerów PC, dzięki którym łatwiej promować portal. Czy potencjalny inwestor będzie chciał trzymać się tego planu? Na razie, dopóki nie będzie on znany, podejrzewam, że nic nie zostanie sprzedane - ani Onet, ani montownia komputerów w Nowym Sączu. To jest dobre pytanie. Nie wiemy, kim będzie inwestor strategiczny i jakie będzie miał zamiary. Lecz nie może czekać. Należy natychmiast znaleźć partnera, który umożliwi dalszy rozwój spółki na stale rosnącym poziomie. W Internecie nie ma czasu na czekanie, zwłaszcza że to przyszłościowa firma, z najlepszymi perspektywami. Co się stanie z Optimus Lockheed Martin? Będzie zajmowała się integracją nie tylko na potrzeby służb mundurowych, ale również biznesu, zwłaszcza przy budowie rozwiązań internetowych między przedsiębiorstwami. Już przygotowano odpowiednią strategię, która prawdopodobnie zostanie zatwierdzona na początku lipca tego roku. A jak wygląda sytuacja Optimus-IC? Roman Kluska zrobił wyśmienity interes, kupując w 1995 r. licencję od japońskiego producenta kas fiskalnych BMC. Technologia produkcji była nieustannie poprawiana tak skutecznie, że najnowsze modele Bravo, Rumba są sprzedawane przez Japończyków pod własną nazwą na rynku Ameryki Łacińskiej. Optimus-IC ma w końcu własne laboratoria, ludzie tam zatrudnieni znają na wylot problemy fiskalne i rynek komponentów. A że kasy sprzedaje obca firma? Trudno. Czasami nie warto tworzyć samodzielnie kanałów dystrybucyjnych i serwisowych. Kiedy należy się spodziewać rozstrzygnięć losu Optimusa? Prawdopodobnie BRE sprzeda udziały inwestorowi w ciągu kilkunastu miesięcy. W zależności, czy to będzie firma polska czy zagraniczna zupełnie inaczej ułoży się struktura grupy i jej plany. W tym roku Optimus musi popracować nad polepszeniem przepływów pieniężnych, przychodów, obniżyć koszty działania. To będą główne cele dla Dariusza Dąbskiego, nowego prezesa. A dla Romana Kluski? Nikt go tak naprawdę nie zna. To bardzo ciekawa osoba, która lepiej się teraz zrealizuje jako prezes rady nadzorczej. Przede wszystkim będzie się "wyżywał" w działalności charytatywnej jako prezes Fundacji Millenium. Budowa domów spokojnej starości, radość dzielenia się pieniędzmi z innymi, naprawdę będzie go zajmowała. Jest skromnym człowiekiem, który sam "nie przeje" tych pieniędzy. To typ ascety, który nie przywiązuje wagi do dóbr doczesnych, toteż filantro- pia leży w jego naturze. Wy go jeszcze nie znacie.
nie wiem co ze sobą zrobić